Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 178.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mieszaniny, która wrzeć zaczęła. Para buchała z kotła ciemnymi kłębami, tworząc dziwaczne i straszne postacie, powietrze napełniły dzikie jęki, a czarownica co chwila rzucała coś jeszcze do kociełka.
Nakoniec ogień zagasł i wszystko ucichło, płyn był gotowy, czysty jak woda źródlana.
— Teraz daj język — zawołała wiedźma. — A tu masz napój. Gdyby cię polipy chciały pochwycić w drodze, rzuć na nie jedną kroplę tego płynu, a ich długie ramiona i palce rozprysną się na tysiące szczątków.
Ale Syrena nie potrzebowała bronić się od polipów, które na widok błyszczącego płynu kryły długie ramiona z największym przestrachem. Tak las przebyła, błota gorące i wiry.
Zatrzymała się przed ojcowskim zamkiem. Bal był skończony, pogaszone światła, wszyscy zapewne spali. Nie śmiała wejść do środka: cóż im powie niema na pożegnanie? Serce pękało jej z żalu. Wstąpiła do ogrodu, zerwała z klombów księżniczek po kwiatku, przesłała im tysiące tkliwych pocałunków i podniosła się w górę.
Słońce nie ukazało się jeszcze nad wodą, kiedy ujrzała pałac Królewicza i wstąpiła na szerokie marmurowe schody. Podniosła oczy na gasnący księżyc, potem wypiła napój. Ból ostry i palący przeniknął jej ciało, jak gdyby je przecięto ostrym mieczem i upadła zemdlona.
Gdy się ocknęła, słońce płynęło po niebie, przed nią stał piękny książę. Stał i patrzył zdziwiony na jej pyszne włosy, które osłaniały ją płaszczem złocistym, gdyż żadnej odzieży na sobie nie miała. Spostrzegła jednak zaraz, iż zamiast rybiego ogona, posiada dwie maleńkie nóżki, zgrabne jak u dziecka.