Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 210.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Korona Króla, świeżo wyczyszczona, świeciła jaśniej, niż rondel miedziany, w sypialni rozwieszono firanki z najcieńszej przędzy pajęczej, pozlepiane sztucznie śliną wężową. Wszystko było piękne, nowe, gustowne, ale kosztowało pracy i nic dziwnego, że hałas podziemny przeszkadzał spać jaszczurkom.
— Ojczulku — zawołała najmłodsza królewna — kiedyż się dowiem, kto są goście znakomici, których się spodziewamy? I po co przyjadą?
— Muszę wam to powiedzieć — odparł Król poważnie — czas na to. Dwie z was pragnę wydać za mąż, odbędą się więc zaręczyny. Przyjedzie mój przyjaciel z lat młodości, stary Kobold z Norwegii, gdzie w górach Dovre posiada wspaniałe zamki i kopalnie złota, które ukryły się dotąd przed ludźmi. Przyjedzie teraz do mnie z dwoma starszymi synami, których pragnie ożenić. Bardzo to rozumny Kobold, a zacny i wesoły, że się z nim rozstać nie chce. Znamy się dobrze od lat bardzo wielu; przyjeżdżał tu już niegdyś po żonę dla siebie, lecz mu umarła. Była córką króla poblizkich skał kredowych, mówiono też o nim, że wziął sobie żonę z kredy. Niezmiernie się cieszę, że go zobaczę znowu! Tęskno mi już za nim, za starym przyjacielem. Mówią o chłopcach jego, że źle wychowani, krnąbrni i wścibscy, ale może to nieprawda, a choćby i tak było, to się poprawią z czasem.
— Kiedyż przyjadą? — pytała królewna.
— To zależy od wiatru i pogody. Bardzo to oszczędny i mądry staruszek, to też podróżuje przy sposobności, ze statkami. Radziłem mu, żeby przyjechał przez Szwecyę, ale nie chce, — uparty jest i uprzedzony bardzo do sąsiadów.
Wtem dwa ogniki błędne wbiegły jeden za drugim, gdyż jeden wyprzedził drugiego.