Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 238.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zany szczerze do monarchy, gromadził się przed pałacem, dopytując o jego zdrowie.
— Hm! — odpowiadał mu tylko szambelan i potrząsał głową znacząco.
A cesarz leżał na wspaniałem łożu blady i zimny. Dwór cały miał go już za umarłego, więc pusto było w tej części pałacu; urzędnicy i mandaryni śpieszyli do nowego władcy, bo on teraz rozdawać mógł łaski i skarby. Ze służby także przy nim nie było nikogo, lokaje i pokojówki, korzystając z chwilowego bezkrólewia, urządzili u siebie wspaniałe przyjęcie i rozpowiadali ciekawym o wszystkiem, co wiedzieli i o czem nie wiedzieli wcale.
Wysłano dywanami wielkie sale i korytarze, aby kroków słychać nie było, więc w pałacu panowała dziwna cisza, żadnym szmerem nie zakłócona.
Ale cesarz nie umarł, choć leżał bezwładny na purpurowem łożu, osłonięty ciężką kotarą z purpurowego aksamitu ze złotymi łańcuchami. Przez otwarte okno wpadał do pokoju jasny blask księżyca i oświetlał salę, postać cesarza i sztucznego ptaka na jedwabnej poduszce u wezgłowia.
Pierś monarchy podnosiła się zaledwie słabym i męczącym oddechem, gdyż czuł na niej ciężar, niby kamień olbrzymi. Otworzył oczy, ażeby zobaczyć, co go tak okropnie przygniata i ujrzał — śmierć. Na jego sercu siedziała koścista, w jego własnej koronie, z jego mieczem w ręku, sztandarem w drugiej. Wszystkie cesarskie skarby mu zabrała, teraz odbierze życie.
A z poza fałd kotary ciężkiej, aksamitnej, wysuwały się dziwaczne postacie: jedne uśmiechnięte, pogodne i jasne, inne okropne, straszne. Były to złe i dobre uczynki