Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 298.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czył krasnoludka w czerwonej czapce, który zasłaniał twarz ręką od słońca, aby patrzeć na drogę. Janek mu skinął głową życzliwie, z uśmiechem, a maleńki człowieczek potrząsnął czapeczką, przycisnął obie ręce na chwilę do serca i przesłał mu tysiące pocałunków, aby okazać, jak szczerze mu życzy przyjemnej i szczęśliwej drogi.
I poszedł Janek dalej. Było mu raźno na duszy, — myślał, jak wiele nowych, pięknych rzeczy zobaczyć może i szedł coraz dalej, tak daleko, jak nigdy jeszcze nie był w życiu. Nie znał też wcale miejsc, które przebywał, ani ludzi, których spotykał. Był już między obcymi.
Pierwszą noc przespał na otwartem polu na świeżym stogu siana, ale to mu się bardzo podobało. Sam król nie ma wspanialszej sypialni — pomyślał — jak to pole, zasłane zielonym kobiercem, przetykanym różnobarwnymi kwiatami, z błękitem nieba, zamiast zwykłego sufitu, z przezroczystym strumykiem, zamiast umywalni i krzakami róż dzikich i czeremchy. Nad strumieniem sitowie i trzcina śpiewają mi ciche „Dobranoc“, na niebie jasny księżyc zastępuje lampę. Nie potrzebuję jej gasić z obawy pożaru, lub dla braku oleju i mogę spać sobie spokojnie.
Spał też do samego rana. Dopiero słońce i ptaki wesołe zbudziły śpiocha, wołając: Dzień dobry! Dzień dobry, Janku! Czy dziś wstać nie myślisz?
Możeby pospał dłużej, gdyby nie te natrętniki, lecz nie gniewał się na nie. Dzwony się ozwały z blizkiego kościołka, gdyż była to niedziela i Janek pośpieszył aby być na nabożeństwie. Śpiewał i modlił się z całego serca, jak w swoim starym wioskowym kościele, gdzie go ochrzczono, gdzie przychodził z ojcem.
Potem zaszedł na cmentarz. Wiele grobów było tu-