Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 329.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mieście wraz ze wszystkimi jego poczciwymi mieszkańcami i wesołemi ulicami.
— Już cię więcej całować nie będę, — rzekła Królowa, — bobym cię zacałowała na śmierć!
Janek spojrzał na nią, była niezmiernie piękna; nikt na świecie nie miał chyba rozumniejszej i gładszej twarzy. Teraz już nie wydawała mu się tak straszną, martwą i zimną, jak wówczas, kiedy siedziała za oknem i kiwała na niego ręką. Dzisiaj podobała mu się bardzo, i nie bał jej się wcale. Opowiadał Królowej, jaki jest mądry, i jak dobrze umie czytać i rachować. Królowa zaś patrzyła na niego swojemi błyszczącemi jak lód oczyma, i uśmiechała się ciągle. Wreszcie wzięła go na ręce i wzleciała z nim razem wysoko, wysoko... I tak przelatywali oboje ponad górami i lasami, morzami i lądami, a pod niemi zimny wicher huczał i szumiał, wyły głodne wilki i błyszczał biały śnieg, nad którym znowu unosiły się, kracząc, czarne, jak węgiel, wrony i kruki, a wysoko w górze jaśniał duży okrągły księżyc...



3. O ogródku u starej kobiety.

Co się działo z małą Marysią po ucieczce Janka?
Gdzie on zginął? Nikt tego nie wiedział i nikt też nie umiał dać zadawalniającej odpowiedzi na liczne pytania stroskanych rodziców i domowników. Chłopcy tylko mówili, że widzieli, jak Janek przywiązał swoje saneczki do ogromnych białych sani, które wjechały w jedną z bocznych uliczek i stamtąd podążały do żelaznego mostu. — Ile tam łez wylano w małych izdebkach pod strychem!