Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 333.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

scu, gdzie stały przed chwilą. Stara robiła to dlatego, bo się bała, że, jak Marysia zobaczy róże, przypomni sobie swoje własne kwiaty, swój dom, babunię i małego Janka, zatęskni za nim znowu i ucieknie od niej, by szukać ukochanego chłopczyka po świecie.
Wprowadziła potem Marysię do ogrodu. Jak tani pachniało i błyszczało wszystko! Co za kolory, wonie i kształty! Kwiaty wszystkie, o jakich tylko pomyśleć można, kwitły tu jednocześnie. Marysia z radości podskoczyła do góry i bawiła się, dopóki słońce nie zaszło za czerwieniejącemi drzewkami wiśniowemi, a na noc dała jej staruszka piękne łóżeczko z czerwoną atłasową kołderką i z powłoczkami na poduszkach, haftowanemi w różnokolorowe fijołki. i dziewczynka leżała na nich i spała, jakby jaka królewna.
Nazajutrz znowu bawiła się kwiatkami w ciepłem świetle słonecznem, i tak mijały dni, jedne po drugich. Marysia znała już prawie każdy kwiatek, lecz, aczkolwiek ich było bardzo, bardzo dużo, zdawało jej się ciągle, że brak pomiędzy niemi jednego, chociaż nie wiedziała właściwie jakiego? Pewnego dnia przypatrywała się słomkowemu kapeluszowi staruszki, na którym były wymalowane kwiaty, a pośród nich najpiękniej wyglądała wielka czerwona róża, stara bowiem, chowając wszystkie żywe róże, nie zakryła przez zapomnienie malowanych kwiatów na kapeluszu. Ale tak to się zwykle zdarza roztargnionym!
— Cóż to znaczy? dlaczego tu niema żadnej róży? — zawołała Marysia, — pobiegła do ogródka i zaczęła szukać a szukać i — nic nie znalazła, choć szukała bardzo długo i pilnie.
Zmęczona i smutna usiadła na ziemi i rzewnie za-