Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 338.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

za drzwi, bo to hardy naród, ho, ho! Ale nie płacz! nie płacz! Już ty się tam dostaniesz! Mój przyjaciel kruk zna pewne boczne schodki, prowadzące do sypialni, i wie także, gdzie będzie mógł znaleźć od niej kluczyk.
Poszły więc do ogrodu, do wielkiej alei, gdzie już jeden listek po drugim spadał z lip i z kasztanów, a kiedy w pałacu pogaszono światła, wrona poprowadziła małą Marysię do tylnych drzwi, zlekka tylko przymkniętych.
Ach! jak silnie drżało z obawy i z tęsknoty serduszko Marysi. Myślałby kto, że ona chce zrobić coś złego, a jej przecież szło tylko o to, by się dowiedzieć, czy to jest mały Janek, czy kto inny. On, on, niezawodnie! myślała, przypominając sobie żywo jego rozumne oczy i długie włosy. To się dopiero uraduje, gdy ją zobaczy i gdy się dowie o tem, jak daleką i ciężką dla niego odbyła drogę, o tem, że w domu tak się wszyscy o niego martwią. Marysia cieszyła się i obawiała czegoś zarazem.
Teraz już byli na schodach, gdzie paliła się mała lampka. Na samym środku sieni stał kruk i na wszystkie strony wykręcał łebkiem, przypatrując się Marysi, która się grzecznie skłoniła, jak ją uczyła babunia.
— Moja przyjaciółka wiele mi mówiła dobrego o panience — rzekł kruk — losy panienki także mnie bardzo rozrzewniły. Racz panienka wziąć lampkę, to ja pójdę naprzód. Pójdziemy tutaj prostą drogą, bo na niej nikogo nie spotkamy. Ale mam nadzieję, że gdy panienka dojdzie do godności i bogactwa, zechcesz okazać mi wdzięczne serce.
— To się samo przez się rozumie — przerwała wrona.
Weszli nareszcie do sypialni. Tu sufit podobny był do korony dużej palmy ze szklanemi liśćmi, a na środku