Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 340.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

na drzewo przydrożne i póty trzepotała czarnemi skrzydłami, dopóki dojrzeć mogła karetę, która zdaleka świeciła jasno w blasku słońca.



5. O małej rozbójniczce.

Jechali ciemnym borem — lasem, ale złocista karetka świeciła jak ogień, a to kłuło w oczy rozbójników, którzy na taki blask spokojnie patrzeć nie mogli.
Złoto! złoto! krzyknęli, wypadli z gęstwiny, schwycili konie za cugle, zaczęli bić małych poganiaczów, zwlekli stangreta i lokajów z kozła, a małą Marysię wyciągnęli z karety.
— Tłuściutka, zgrabniutka, orzechami wypasiona! — rzekła stara rozbójnica, która miała długą szczeciniastą brodę i brwi zwisłe nad oczyma. Mięso ma zupełnie takie same, jak tłusty baranek, a jak ona doskonale smakować będzie! aj, aj! To mówiąc, wydobyła świecący nóż, taki ostry, że aż strach było patrzeć. „A jej!“ krzyknęła nagle baba, bo własna jej córeczka, którą dźwigała na plecach, a która była bardzo rozpustna i niegrzeczna, ugryzła ją w lewe ucho. Ty niegodziwy bachorze! zawołała matka, i już nie miała czasu zarżnąć Marysi.
— Ja chcę, żeby się ona ze mną bawiła! — rzekła mała rozbójniczka, chcę, żeby mi dała swoją karetę i ładną sukienkę, oraz żeby ze mną spała w mojem łóżku! — Siadła do karety i spytała Marysi, czy to ona jest księżniczką. Nie! odparła Marysia i opowiedziała wszystko,