Strona:PL Hans Christian Andersen-Matka, Anioł, Sosna 28.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stanęła gromadka zdumiona i milcząca przed jarzącą sosną, lecz zaraz wybuchnęła takim krzykiem, że szyby w oknach zadrżały z przestrachu. Teraz się zaczął taniec wkoło drzewka, z którego wśród okrzyków zachwytu, co chwila zdejmowano jakieś cacko, czy błyskotkę.
— Co oni robią? — myślała sosenka. — I cóż to będzie?
Świeczki płonęły jasno, ale zmniejszały się prędko i coraz trzeba było gasić którą, aby się nie zapaliła gałązka. Nakoniec dano dzieciom pozwolenie zabrać z drzewka, co im się tylko podoba. Straszne rzeczy, z jaką chciwością rzuciły się do rabunku! Aż gałęzie trzeszczały. I gdyby sosenka nie była przymocowana do sufitu, byłyby ją niezawodnie przewróciły.
Potem tańczyły wkoło z zabawkami i przysmaczkami, które z drzewka oberwały, a na choinkę nikt już nie spoglądał, oprócz starej piastunki, która delikatnie podnosiła gałązki, aby się przekonać, czy gdzie nie zostało jabłko lub cukierek.
— Bajeczki! bajeczki, dziadziu! — zaczęły wołać dzieci i ciągnęły do drzewka nizkiego staruszka, który też usiadł pod niem.
— Teraz jesteśmy w lesie! — rzekł wesoło. — Niechże i drzewko naszej historji posłucha, może mu się to przyda. Ale jedną wam tylko dziś bajkę opowiem, więc o czem chcecie: czy o Rum-Trum rozbójniku, czy o kulawym chłopcu, który spadł ze schodów, ale się potem ożenił z księżniczką?
— O Rum-Trum rozbójniku!