Strona:PL Helena Staś - Tajemnica Polskiej Róży.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.
—   7   —

Objaśniła mię, że „robaki“ (tak owe dzieci nazywrła) przynoszą do niej kobiety chodzące do prania.
Popilnuję ich trochę mówiła, a za to one coś tam wtrącą w rękę i tak się z Kaziem wyżywię. Bo to widzi Pani, zaczęła swoją histryę, — nie mam tu nikogo z krewnych, więc muszę się sama na starość o siebie i wnuka starać. W starym kraju nie źle mi się powodziło; miałam sklepik z bułkami w Warszawie i życie dosyć dobre robiłam, ale gdy córka moja tu w Ameryce owdowiała, przyjechałam do niej, by jej trochę dopomódz; — bo choć mąż jej był ubezpieczony i kupiła za to ten dom, to jednak trzeba było żyśia i przyodziewku dla siebie i Kazia. Pilnowałam więc domu i Kazia, a ona chodziła do fabryki płóciennej. Pracowała nieboga bez wytchnienia, bo i wieczorami to nie to zrobiła — i ano zmarnowała ją ona praca. Pomarła biedaczka ostatnia moja, będzie trzy lata na wiosnę. Tak ja zostawiłam sobie te dwie izdebki z frontu, zaś drugie dwie od tyłu i całe górne piętro wyrentowałam to i jakoś starczy na podatek i od ognia i za wodę i zbędzie na przyodziewek dla mnie i Kazia. Chłopiec ma teraz 13 lat i bardzo dobrze się uczy. Ksiądz proboszcz mówi że będzie z niego dzielny człowiek. Raz na tydzień idę zamieść kościół to też trochę grosza dostanę, i za pilnowanie tych „robaków“ kobiety nanoszą mi chleba, jaj, czasem aż zanadto. Biedy nie mam, ale smutno starej na obcej ziemi.