Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0024.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie, o moim bracie i siostrze. Żali zjedzie tu książę Witold na chrzciny?
— Chciałby, ale nie wie, czy będzie mógł; dla tego kolebkę srebrną przez księży i bojarzynów naprzód w darze królowej przysłał. Przy której kolebce i myśmy z bratańcem przyjechali, strzegąc jej w drodze.
— To kolebka tu jest? chciałabym obaczyć. Cała srebrna?
— Cała srebrna, ale jej tu nie ma. Powieźli ją do Krakowa.
— A cóż wy w Tyńcu robicie?
— My tu nawrócili do klasztornego prokuratora, naszego krewnego, by pod opiekę zacnych zakonników oddać, co nam wojna przysporzyła i co książę podarował.
— To Bóg poszczęścił. Godneż łupy. Ale powiadajcie, czemu to brat niepewien, czy przyjedzie?
— Bo wyprawę na Tatarów gotuje.
— Wiemci ja to; jeno mnie trapi, że królowa nie prorokowała szczęśliwego końca tej wyprawie, a co ona prorokuje, to się zawsze ziści.
Maćko uśmiechnął się.
— Ej, świątobliwa nasza pani, nijak przeczyć, ale z księciem Witołdem siła naszego rycerstwa pójdzie, chłopów dobrych, przeciw którym nikomu nie sporo.
— A wy to nie pójdziecie?
— Bom z kolebką przy innych wysłan i przez pięć roków nie zdejmowałem z siebie blach — odrzekł Maćko, pokazując na bruzdy, powyciskane