Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0067.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—  61  —

— Nie ja go będę sądził. Moja rzecz jeno więzy mu nałożyć.
— Jakże-to? — ozwał się Maćko, obrzucając znów ponurem wejrzeniem całą gromadę ludzi.
— Wedle królewskiego rozkazania.
Po tych słowach zapadło milczenie.
— Szlachcic jest — rzekł wreszcie Maćko.
— To niech zaprzysięże na rycerską cześć, że stawi się na wszelki sąd.
— Poprzysięgnę na rycerską cześć! — zawołał Zbyszko.
— To dobrze. Jakoże was zowią?
Maćko wymienił nazwisko i herb.
— Jeśliście z dworu księżnej Januszowej, to proście jej, by się wstawiła za wami do króla.
— Nie z dworu jesteśmy. Z Litwy od księcia Witołda jedziem. Bogdajeśmy byli nijakiego dworu nie napotkali. Z tego to spotkania przyszło na chłopa nieszczęście.
I tu Maćko począł opowiadać, co się zdarzyło w gospodzie, więc mówił o spotkaniu dworu księżnej i o ślubowaniu Zbyszkowem, ale w końcu chwycił go nagły gniew na Zbyszka, przez którego nierozwagę popadli w tak ciężkie położenie, więc zwróciwszy się do niego, zawołał:
— A bodajżeś ty był legł pod Wilnem! Cożeś ty sobie warchlaku myślał?
— Ba — rzekł Zbyszko — po ślubowaniu modliłem się do Pana Jezusa, by mi Niemców przysporzył i dań mu obiecałem, więc gdym pawie pióra a przy nich opończę z czarnym krzyżem ujrzał,