Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Szczęście, żem zdążył kopię przyłamać, wielkie szczęście!
Lecz Zbyszko rzekł:
— Jeśli już koniecznie mam głowę dać, to niechbym miał przynajmniej tę uciechę, żem Krzyżakowi gnaty połamał.
— Że też to swojej czci potrafisz bronić, a tego nie rozumiesz, że na cały nasz naród hańbębyś ściągnął — odparł niecierpliwie Powała.
— Rozumieć, to ja rozumiem — rzekł Zbyszko — ale dla tego mi i żal...
Powała zaś zwrócił się do Maćka:
— Wiecie panie, jeśli temu wyrostkowi uda się jakowym sposobem wykręcić, powinniście mu kaptur na głowę nałożyć jako czynią sokołom. Inaczej nie skończy on własną śmiercią.
— Udałoby się mu wykręcić, gdybyście wy panie chcieli zataić przed królem to, co się przygodziło.
— A z Niemcem cóż uczynim? Języka mu przecież na węzeł nie zawiążę.
— Prawda, prawda!
Tak rozmawiając, ruszyli z powrotem ku dworowi księżny. Słudzy Powały, którzy przedtem pomieszani byli z ludźmi Lichtensteina, jechali teraz za nim. Zdaleka widać było wśród mazowieckich czapek, chwiejące się w powiewie pawie pióra Krzyżaka i jego jasny, świecący w słońcu hełm.
— Dziwna to jest natura krzyżacka — ozwał się jakby w zamyśleniu rycerz z Taczewa. — Gdy