Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0108.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Daruj Zbyszkowi, królu, daruj Zbyszkowi!
I z uniesienia, a zarazem ze strachu pochowała swą jasną główką w fałdy szarej szaty królewskiej, całując mu przy tem kolana i dygocąc jak liść. Księżna Anna Ziemowitowa klękła z drugiej strony i złożywszy ręce, patrzyła błagalnie na króla, w którego twarzy odbiło się wielkie zakłopotanie. Cofał się wprawdzie wraz z krzesłem, ale nie odpychał przemocą Danusi, machał tylko obu rękoma, jakby odpędzając się od much.
— Dajcie mi spokój! — wołał — zawinił, całe królestwo pohańbił! niech mu głowę utną!
Lecz małe rączyny zaciskały się coraz żałośniej:
— Daruj Zbyszkowi, królu, daruj Zbyszkowi!
Wtem ozwały się głosy rycerskie:
— Jurand ze Spychowa, rycerz sławny, postrach na Niemców.
— I ów wyrostek wielce się już pod Wilnem zasłużył — dodał Powała.
Lecz król bronił się dalej, lubo sam widokiem Danusi wzruszony:
— Dajcie mi spokój! Nie mnie zawinił i nie ja mu mogę darować. Niech mu poseł zakonu daruje, to i ja daruję, a nie, to niech mu głowę utną.
— Daruj mu, Kunonie! — rzekł Zawisza Czarny Sulimczyk — sam mistrz ci tego nie przygani!
— Daruj mu, panie! — zawołały obie księżne.