Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0139.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Niemcy z kuszy. Zbóje-rycerze! — wiesz?... Ciężko mi jeszcze dychać... Bóg zesłał mi pomoc, inaczejbyś mnie tu nie widział.
— Któż was zratował?
— Jurand ze Spychowa — odrzekł Maćko.
Nastała chwila milczenia.
— Oni napadli mnie, a w pół dzionka później on ich. Ledwie połowa mu ich uszła. Mnie wziął do gródka i tam w Spychowie ze śmierciąm się przez trzy niedziele zmagał. Bóg nie dał skonać i choć mi jeszcze ciężko, alem wrócił.
— A to nie byliście w Malborku?
— Z czymżem miał jechać? Obdarli mnie do cna i list z innemi rzeczami zabrali. Wróciłem prosić księżny Ziemowitowej o drugi, alem się z nią w drodze rozminął — i czy ją zgonię, nie wiem, bo mi się też na tamten świat wybierać.
To rzekłszy, splunął na dłoń i wyciągnąwszy ją ku Zbyszkowi, ukazał na niej czystą krew, mówiąc:
— Widzisz?
A po chwili dodał:
— Widać wola Boska.
Czas jakiś milczeli obaj pod brzemieniem posępnych myśli, poczem Zbyszko rzekł:
— To tak ciągle krwią plwacie?
— Jakoże nie mam plwać, kiedy mi na pół piędzi grota między żebrami utkwiło! Plwałbyś i ty — nie bój się! Ale u Juranda ze Spychowa już mi się lepiej uczyniło, jeno żem się ninie