Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0143.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ta gadać: na dwanaście niedziel! A jak będziesz ranny i nie wrócisz, co pomyślą...
— To choćby na czworakach wrócę. Ale nie bójcie się! I widzicie, może przez ten czas zjedzie król z Rusi, to mu się będzie można o zmiłowanie pokłonić.
— Prawda jest — rzekł Maćko.
Lecz po chwili dodał:
— Bo mnie kasztelan i to jeszcze powiadał: „Przepomnieliśmy o waszym bratanku z przyczyny śmierci królowej, ale teraz niechże się to już skończy.“
— Ej, pozwoli — odpowiedział z otuchą Zbyszko. — Jużci przecie wie, że szlachcic mu słowo zdzierży, a czy mi teraz głowę utną, czy po świętym Michale, to mu wszystko jedno.
— Ha! pójdę dziś jeszcze.
— Dziś idźcie do Amyleja i legnijcie trochę. Niech wam jakowej dryjakwi na ranę przyłożą, a jutro pójdźcie do kasztelana.
— No, to z Bogiem!
— Z Bogiem!
Uściskali się i Maćko zwrócił się ku drzwiom, ale w progu zatrzymał się jeszcze i namarszczył czoło, jakby sobie coś nagle przypomniawszy.
— Ba, toć przecie ty jeszcze pasa rycerskiego nie nosisz; powie ci Lichtenstein, że z niepasowanym nie będzie się potykał — i co mu zrobisz?
Zbyszko zafrasował się, ale tylko na chwilę, poczem rzekł: