Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0160.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie łamano nigdy? Pan z Tęczyna odpowiedział wprawdzie, że więcej się do prostego ludu i do podhalskich zbójników ów obyczaj stósuje, niż do szlachty, ale zbyt on sam był biegłym we wszelakim zakonie, aby mógł siły jego nie uznać. Przykrywał przytem srebrną brodę dłonią i uśmiechał się pod palcami, bo widocznie był rad. Wreszcie wyszedł na nizki krużganek, mając przy sobie księżnę Annę-Danutę, kilku duchownych i rycerzy.
Zbyszko, ujrzawszy go, podniósł znów w górę Danusię — a on położył zgrzybiałą rękę na jej złotych włosach, chwilę ją trzymał — a potem skinął poważnie i dobrotliwie sędziwą głową.
Zrozumiano ten znak i aż mury zamkowe zatrzęsły się od okrzyków.
— Pomagaj ci Bóg! żyj długo, sprawiedliwy panie! żyj i sądź nas! — wołano ze wszystkich stron.
Potem nowe okrzyki wzniosły się dla Danusi i Zbyszka, a w chwilę później oboje wszedłszy na krużganek, padli do nóg dobrej księżnie Annie-Danucie, której Zbyszko zawdzięczał życie, ona to bowiem obmyślila z uczonymi sposób i nauczyła Danusię, co ma robić.
— Niech żywie młoda para! — zawołał na widok klęczących Powała z Taczewa.
— Niech żywie! — powtórzyli inni.
A sędziwy kasztelan zwrócił się do księżny i rzekł: