Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0175.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

daleko gdzieś w Azyi wojuje, a wódz tatarski Edyga tyle ludzi w bitwie utracił, że się podobno własnego zwycięstwa przeląkł. Książę Witołd zaradny jest i pewno grody dobrze opatrzył, a zresztą chociaż nie udało się tym razem Litwinom, jednakże nie nowina im Tatarów zwyciężać.
— Nie z Tatarami nam, ale z Niemcami na śmierć i życie — rzekł Zyndram z Maszkowic — i jeśli ich nie zetrzem, od nich zguba przyjdzie.
Poczem zwrócił się do Zbyszka:
— A najpierw zginie Mazowsze. Znajdziesz tam zawsze robotę — nie bój się!
— Hej! żeby stryj był zdrów, zarazbym tam pociągnął.
— Pomagaj ci Bóg! — rzekł Powała, wznosząc kielich.
— Za zdrowie twoje i Danuśki!
— A na zatratę Niemcom! — dodał Zyndram z Maszkowic.
I poczęli go żegnać. A tymczasem wszedł dworzanin księżny z sokołem na ręku i skłoniwszy się obecnym rycerzom, zwrócił się z jakimś dziwnym uśmiechem do Zbyszka.
— Księżna pani kazała wam powiedzieć — rzekł — że przenocuje jeszcze w Krakowie, a w drogę ruszy jutro rano.
— To i dobrze — rzekł Zbyszko — ale czemu to? zali kto nie zachorzał?
— Nie. Jeno księżna ma gościa z Mazowsza.
— Samże książę przyjechał?