Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0183.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— I to dla niej?
— A dla kogożby? Musieli wam stryjko powiadać, jakom jej ślubował Krzyżakom ze łbów pawie czuby pozbierać. Ale nie będzie ich trzy, jeno co najmniej tyle, ile palców u obu rąk. Przez to i wam do pomsty dopomogę, boć to przecie za Danusiną mać.
— Gorze im! — odrzekł Jurand.
I znów zapadło milczenie. Zbyszko jednak, pomiarkowawszy, iż ukazując swoją zawziętość na Niemców, trafia do serca Jurandowego, rzekł:
— Nie daruję ja za swoje, choć mało mi już szyji nie ucięli!
Tu zwrócił się do Danusi i dodał:
— Ona mnie zratowała.
— Wiem — rzekł Jurand.
— A nie krzywiście o to?
— Skoroś jej ślubował, to jej służ, bo jest taki rycerski obyczaj.
Zbyszko zawahał się nieco, lecz po chwili począł mówić z widocznym niepokojem:
— Bo to uważcie... nałęczką mi głowę nakryła... Wszystko rycerstwo słyszało, i Franciszkanin, który był przy mnie z krzyżem, słyszał, jako rzekła: „Mój ci jest!“ I pewno, że niczyj inny do śmierci, tak mi dopomóż Bóg.
To rzekłszy, przyklęknął znów i chcąc pokazać, że zna rycerski obyczaj, ucałował z wielką czcią oba trzewiki siedzącej na poręczy od krzesła Danusi, poczem wstał i zwróciwszy się do Juranda, zapytał: