Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0195.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

śno. Zbyszko nie mógł dosłyszeć słów, ale do uszu jego dochodziło wesołe: „hoc! hoc!“, którem nieznajomy kończył każdą zwrotkę pieśni.
— Nasi! — rzekł sobie.
Po chwili jednak zawołał:
— Stój!
— A ty se siednij! — odpowiedział żartobliwy głos.
— Coście za jedni?
— Coście za drudzy?
— A czemu nas najeżdżacie?
— A czemu drogę zagradzasz?
— Odpowiadaj, bo kusze napięte.
— A u nas... wypięte — strzelaj!
— Odkazujże po ludzku, bo ci będzie bieda.
Na to odpowiedziała Zbyszkowi wesoła pieśń:

— Jedna bieda z drugą biedą
Na rozstaju w taniec idą...
Hoc! hoc! hoc!
Na cóż im się taniec przyda?
Dobry taniec, chociaż bieda...
Hoc! hoc! hoc!

Zdumiał się, usłyszawszy taką odpowiedź, Zbyszko; a tymczasem pieśń ustała, ale ten sam głos spytał:
— A jak się ta ma stary Maćko? Dycha jeszcze?
Maćko przypodniósł się na wozie i rzekł:
— Dla Boga to jacyś swoi!
Zbyszko zaś ruszył koniem naprzód:
— Kto o Maćka pyta?