Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0222.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ku izb, tylko wielkie kominy z okapami po rogach. Podłoga była z modrzewiowych desek, czysto umyta, na ścianach zbroje i mnóstwo mis błyszczących, jak słońce, oraz pięknie wyciętych łyżników, z szeregami łyżek, z których dwie były ze srebra. Gdzieniegdzie wisiały też makatki, złupione w wojnach lub nabyte od wędrownych kupców. Pod stołami leżały olbrzymie płowe skóry turze, a takoż żubrze i dzicze. Zych z chęcią pokazywał swoje bogactwa, mówiąc co chwila, że to Jagienkowe gospodarowanie. Zaprowadził także Zbyszka do alkierza, pachnącego całkiem żywicą i miętą, w którem u pułapu wisiały całe pęki skór wilczych, lisich, kunich i bobrowych. Pokazał mu sernik, składy wosku i miodu, beczki z mąką, składy sucharów, konopi i suszonych grzybów. Wziął go następnie do śpichrzów, obór, stajen i chlewów, do szop, w których były wozy, sprzęty myśliwskie, sieci — i tak olśnił jego oczy dostatkiem, że Zbyszko, wróciwszy na wieczerzę, nie mógł utrzymać w sobie podziwu.
— Żyć nie umierać w waszych Zgorzelicach! — rzekł.
— W Moczydołach bez mała takie same porządki — odrzekł Zych. — Pamiętasz Moczydoły! To przecie ku Bogdańcowi. Drzewiej wadzili się nawet nasi ojce o granice i zapowiedzi sobie posyłali na bitki, ale ja ta nie będę się wadził.
Tu trącił się ze Zbyszkiem kubkiem miodu i zapytał:
— A możebyś chciał sobie co zaśpiewać?