Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0223.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, — rzekł Zbyszko — ciekawie was słucham.
— Zgorzelice, widzisz, wezmą niedźwiadki. Byle się jeno kiedyś o nie nie podarli!.
— Jakie niedźwiadki?
— Ano, chłopaki, Jagienkowi bracia.
— Hej! nie będą potrzebowali łapy przez zimę ssać.
— A nie. Ale i Jagience w Moczydołach sperki w gębie nie zabraknie...
— Pewnikiem!
— A czemu nie jesz i nie pijesz? Jagienka, nalej i jemu i mnie!
— Jem i piję, jak mogę.
— Jak nie będziesz mógł, to się odpasz... Piękny pas! Wy też na Litwie musieliście wziąć łup godny?
— Nie narzekamy — odrzekł Zbyszko, korzystając ze sposobności, aby okazać, że i dziedzice Bogdańca nie byle włodyczkowie. — Część łupów przedaliśmy w Krakowie i wzięliśmy czterdzieści grzywien srebra...
— Bój się Boga! Toż za to można kupić wieś.
— Bo była jedna zbroja medyolańska, którą stryjko, spodziewający się śmierci, sprzedał, a to wiecie...
— Wiem! No! to warto na Litwę iść. Ja swego czasu chciałem, alem się bojał.
— Czego? Krzyżaków?