Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0227.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zycha, mającego już w głowie, rozczulił ten widok zupełnie, więc przygarnął do siebie kamionkę, przycisnął ją do łona i sądząc widocznie, że to Jagienka, począł mówić:
— Oj, córuchno ty moja! oj, niebogo sieroto! Co ja biedny chudzina w Zgorzelicach pocznę, jak mi cię zabiorą — co ja pocznę!...
— A trza ją będzie niezadługo dać! — zawołał Zbyszko.
Zych zaś w mgnienia oka z rozczulenia przeszedł do śmiechu:
— Chy, chy! A dziewce piętnaście roków.
— Tatusiu, bo sobie pójdę! — rzekła Jagienka.
— Nie chodź! dobrze z tobą.
Poczem jął mrugać tajemniczo na Zbyszka.
— Zajeżdża ich dwóch: jeden młody Wilk, syn starego Wilka z Brzozowej, a drugi Cztan (Cztan skrócone imię Przecław) z Rogowa. Żeby cię tu zastali, zarazby wzięli na cię zgrzytać, jako i na się zgrzytają.
— O wa! — rzekł Zbyszko.
Poczem zwrócił się do Jagienki i mówiąc jej: „ty“ z polecenia Zycha, zapytał:
— A ty którego wolisz?
— Żadnego.
— Wilk, sierdzity pachołek — zauważył Zych.
— Niech w inną stronę wyje!
— A Cztan?
Jagienka poczęła się śmiać.
— Cztan — mówiła, zwracając się do Zby-