Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0257.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

znacznym pocztem, w którym, prócz zbrojnych pachołków, było kilku kleryków-wagantów i rybałtów. Zauważyła też, że rozpytywał z wielką troskliwością o Maćka, a opowiadań Zychowych o przeprawach Zbyszka w Krakowie chciwie słuchał.
— Sami najlepiej wiecie, co wam czynić należy; — rzekła w końcu mądra dziewczyna, — ale ja tak myślę, iże wypadałoby Zbyszkowi zaraz jechać, starszego krewnego powitać, nie czekając, aż on pierwszy do Bogdańca zjedzie.
Maćkowi trafiła ta rada do przekonania, więc kazał przywołać Zbyszka i rzekł mu:
— Przybierz się pięknie i pojedziesz pod nogi opata podjąć, cześć mu wyrządzić, aby i on cię umiłował.
Następnie zwrócił się do Jagienki:
— Nie dziwowałbym się, choćbyś była głupia, boś od tego niewiasta, ale że rozum masz, to się dziwuję. Powiedzże mi, jako mam najlepiej opata ugościć i czem go ucieszyć, gdy tu przyjedzie?
— Co do jadła, sam powie, na co ma ochotę; lubi podjeść, ale byle dużo było szafranu, to i nie przebredza.
Maćko, słysząc to, porwał się za głowę.
— Zkąd ja mu szafranu wezmę!...
— Przywiozłam — rzekła Jagienka.
— A bogdaj się takie dziewki na kamieniu rodziły! — zawołał uradowany Maćko. — I ku oczom to miłe, i gospodarne, i roztropne, i ludziom życzliwe! Hej! żebym tak był młody, zarazbym cię brał!