Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0264.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wygarbuję, to przestanie być gładki.“ A Cztan mówi: „Może się nas będzie bojał, a nie, to mu gnaty w mig połamię!“ A potem poczęli się obaj upewniać, że się będziesz bojał.
Usłyszawszy to, Maćko spojrzał na Zycha, Zych na niego, i oblicza obu przybrały wyraz chytry i radosny. Żaden nie był pewny, czy opat słyszał istotnie taką rozmowę, czy też zmyśla dla tego jedynie, by Zbyszkowi dodać bodźców; natomiast rozumieli obaj, a zwłaszcza znający dobrze Zbyszka Maćko, że nie było na świecie lepszego sposobu, aby popchnąć do Jagienki.
A opat, jakby umyślnie, dodał:
— I po prawdzie, morowe to chłopy!...
Zbyszko zaś nie pokazał po sobie nic, tylko począł pytać Zycha jakimś, jakby nie swoim głosem:
— A to jutro niedziela?
— Niedziela.
— Na mszę świętą zaś pojedziecie?
— A no!..
— Dokąd? do Krześni?
— Bo najbliżej. Gdzieżbyśmy jechali?
— No, to dobrze!

X.


Zbyszko, dogoniwszy Zycha i Jagienkę, jadących w towarzystwie opata i jego kleryków do Krześni, przyłączył się do nich i jechał razem, chodziło mu bowiem o to, by dowieść opatowi, że się ni Wilka z Brzozowej, ni Cztana z Rogowa