Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0277.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha! — pomyślał — nie spotkał się ni z Cztanem, ni z Wilkiem; może ich nie było, a może ich nie szukał. Omyliłem się!
Ale zły był, że się pomylił, i że go wyrachowanie zawiodło, więc zaraz poczerwieniało mu oblicze i począł sapać.
— Gadajmy o zastawie! — rzekł po chwili.
— Macie pieniądze?... bo jak nie, to dziedzina moja!
Na to Maćko, który wiedział, jak z nim postępować, podniósł się w milczeniu, otworzył skrzynię, na którei siedział, wydobył z niej przygotowany już widocznie worek z grzywnami i rzekł:
— Ubodzyśmy ludzie, ale pieniądze mamy, i co się należy, to płacimy, jako stoi w „liście“ i jakom znakiem krzyża świętego sam poświadczył. Jeżelibyście zasie chcieli jeszcze za porządki i za dobytek dopłaty, to też nie będziem się sprzeczali, jeno zapłacim, co każecie, i pod nogi was, dobrodzieja naszego, podejmiem.
To rzekłszy, pochylił mu się do kolan, a za nim uczynił też to samo Zbyszko. Opat, który spodziewał się sporów i targów, wielce był takiem postępowaniem zaskoczony, a nawet i niecałkiem rad, gdyż przy targach chciał stawiać różne swoje warunki, a tymczasem sposobność minęła.
Więc oddając „list,“ czyli kwit zastawny, na którym Maćko był znakiem krzyża podpisany, rzekł:
— Czego mi o dopłacie prawicie?
— Bo nie chcem darmoch brać — odpowie-