Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0293.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nic nie zauważył, Jagienka zaś nie zauważyła tego istotnie, gdyż przedewszystkiem zdumiała ją obecność dwóch jej zalotników w orszaku.
— Są Cztan i Wilk! — zawołała — musieli się w boru z tatusiem zdybać.
A Maćka aż zakłóło coś w dawnej ranie na ich widok. W lot przez głowę przebiegła mu myśl, że jeden z nich może dostać Jagienkę, a z nią Moczydoły, opatowe ziemie, bory i pieniądze... I żal wespół ze złością chwyciły go za serce, zwłaszcza, że po chwili ujrzał rzecz nową. Oto Wilk z Brzozowej skoczył teraz do opatowego strzemienia, aby mu pomódz zsiąść z konia, on zaś zsiadając, oparł się przyjaźnie na ramieniu młodego szlachcica.
— Pogodzi się opat ze starym Wilkiem takowym sposobem, — pomyślał Maćko — że za dziewczyną odda bory i ziemie.
Lecz przerwał mu owe przykre myśli głos Jagienki, która w tej samej chwili rzekła:
— Wygoił się już po Zbyszkowem biciu, ale choćby tu co dnia przyjeżdżali — niedoczekanie ich!
Maćko spojrzał — twarz dziewczyny była rumiana zarówno z gniewu, jak i zimna, a modre jej oczy iskrzyły się gniewem, pomimo, iż wiadomo jej było dobrze, że Wilk i Cztan za nią właśnie ujęli się w gospodzie i przez nią zostali pobici.
Więc Maćko rzekł:
— Ba! uczynisz, co opat każe.
A ona na to z miejsca: