Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0352.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

odrodna córka Kiejstuta lepiej umiała „szyć“ z łuku, niż igłą, niesiono więc i za nią ozdobną, nieco tylko lżejszą od innych, kuszę. Zbyszko przyklęknąwszy na śniegu, wyciągnął dłoń, na której pani wsparła, siadając na koń, nogę, poczem wniósł w górę Danusię, tak samo, jak w Bogdańcu unosił Jagienkę — i ruszyli.
Orszak wyciągnął się w długiego węża; skręcił na prawo od dworu, mieniąc się i migocąc na brzegu puszczy, jak barwna krajka na brzegu ciemnego sukna, a następnie począł się w nią zwolna zanurzać.
Byli już dość głęboko w boru, gdy księżna, zwróciwszy się do Zbyszka, rzekła:
— Przecz-że nie gadasz? Nuże mów do niej.
Zbyszko, lubo tak zachęcony, milczał jeszcze przez chwilę, albowiem opanowała go jakaś nieśmiałość — i dopiero po upływie jednej lub dwóch Zdrowasiek, ozwał się:
— Danuśka!
— Co, Zbyszku?
— Miłuję cię tak...
Tu zaciął się, szukając słów, o które było mu trudno, bo chociaż klękał, jak zagraniczny rycerz przed dziewczyną, choć wszelkimi sposobami cześć jej okazywał i starał się unikać gminnych wyrażeń, jednakie próżno się silił na dworność, gdyż mając duszę pełną, tylko po prostu umiał mówić.
Więc i teraz po chwili rzekł:
— Miłuję cię tak, aże mi dech zapiera!