Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0381.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czyć! — rzekł. — De Bergow musi być z więzów wydobyty. Ściągniem załogi ze Szczytna, z Insburka, z Lubowy, wezwiem chełmińską szlachtę i uderzym na Juranda... Czas z nim skończyć!
Lecz przebiegły Danveld, który umiał każdą rzecz na obie strony rozważyć, założył ręce na głowę, namarszczył się i po namyśle rzekł:
— Bez pozwolenia Mistrza nie można...
— Jeśli się uda, to Mistrz pochwali! — ozwał się brat Godfryd.
— A jeśli się nie uda? Jeśli książę ruszy kopijników i uderzy na nas.
— Jest pokój między nim i Zakonem: nie uderzy!
— Ba! jest pokój, ale my go pierwsi naruszym. Załogi nasze przeciw Mazurom nie wystarczą.
— To Mistrz ujmie się za nami, i będzie wojna.
Danveld znów się namarszczył i zamyślił:
— Nie! nie! — rzekł po chwili. — Jeśli się uda, Mistrz będzie w duchu rad... Pójdą posły do księcia, będą układy, i ujdzie nam bezkarnie. Ale w razie klęski, Zakon nie ujmie się za nami i wojny księciu nie wypowie... Innegoby na to trzeba Mistrza... Za księciem stoi król polski, a z nim Mistrz nie zadrze...
— Wszelako wzięliśmy ziemię Dobrzyńską — to widać nie strach nam Krakowa.
— Bo były pozory... Opolczyk... Wzięliśmy niby zastaw, a i to...