Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0404.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czegóż chlipiesz?
— Bo Zbyszko chory — odrzekła, wkładając piąstki w oczy.
— Nie bój się, nic mu nie będzie. Prawda, ojcze Wyszońku?
— Hej! bliżej mu ta za wolą Boską do ślubu, niż do trumny — odpowiedział dobry ksiądz Wyszoniek.
A książę rzekł:
— Poczekaj! Tymczasem dam ci dla niego lek, któren mu ulży, albo go i całkiem uzdrowi.
— Balsam Krzyżaki przysłały? — zawołała żywo Danusia, odejmując od oczu ręce.
— Tem, co Krzyżaki przyślą, psa lepiej posmaruj, nie zaś rycerzyka, którego miłujesz. Ale ja dam ci co innego.
Poczem zwrócił się do dworzan i zawołał:
— Chybaj mi który do komory po ostrogi i pas!
Po chwili zaś, gdy mu je przyniesiono, rzekł do Danusi:
— Bierz, a nieś Zbyszkowi — i powiedz mu, że od tej pory jest przepasan. Jeśli zamrze, to przed Bogiem, jako rycerz stanie, a jeśli nie — to reszty w Ciechanowie, albo w Warszawie dopełnim.
Usłyszawszy to, Danusia naprzód podjęła Pana pod nogi, poczem chwyciła jedną ręką oznaki rycerskie, drugą dwojaki i skoczyła do izby, w której leżał Zbyszko. Księżna, nie chcąc tracić widoku ich radości, poszła za nią.