Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0418.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ledwie usłyszawszy, o co idzie, przeżegnał się ze zdumienia i rzekł:
— W imią Ojca, i Syna, i Ducha!... jakże ja to mogę uczynić? Toć przecie adwent!
— Dla Boga! prawda! — zawołała księżna.
I nastało milczenie, tylko strapione twarze okazywały, jakim ciosem były dla wszystkich słowa ojca Wyszońka.
On zaś po chwili rzekł:
— Gdyby dyspensa była, tobym się i nie przeciwił, bo mi was żal. O Jurandowe pozwoleństwo nie konieczniebym pytał, bo skoro pani miłościwa pozwala i za zgodę księcia pana naszego zaręcza — no! — to oni ojciec i matka dla całego Mazowsza. Ale bez dyspensy biskupiej — nie mogę. Ba! żeby to ksiądz biskup Jakób z Kurdwanowa był między nami, możeby dyspensy nie odmówił — choć to surowy jest ksiądz, nie taki, jak był jego poprzednik, biskup Mamphiolus, któren na wszystko odpowiadał: „bene! bene!“
— Biskup Jakób z Kurdwanowa miłuje wielce i księcia, i mnie — wtrąciła pani.
— To też dla tego mówię, że dyspensy by nie odmówił, ile że są do tego przyczyny... Dziewczyna musi jechać, a ów młodzianek chorzeje i może zamrzeć... Hm!... in articulo mortis... Ale bez dyspensy nijak...
— Już jabym tam i później biskupa Jakóba o dyspensę uprosiła — i choćby też nie wiem jak był surowy, nie odmówi on mi tej łaski. Ej, uręczam, że nie odmówi.