Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0429.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sercach — i w tym ucisku zbiegały im godziny nocy.
Aż wreszcie na dziedzińcu rozległ się odgłos tak nagły i przeraźliwy, że aż wzdrygnęli się wszyscy. Księżna, zerwawszy się z ławy, zawołała:
— O dla Boga. Żórawie studzienne! Konie poją.
A ksiądz Wyszoniek spojrzał w okno, w którem szklane gomółki przybierają barwę szarawą, i ozwał się:
— Noc już bieleje i dzień się czyni. Ave Maria, gratias plena...
Poczem wyszedł z izby, i wróciwszy po niejakim czasie, rzekł:
— Dnieje, chociaż będzie ciemny dzień. To Jurandowi ludzie konie poją. Czas ci do drogi, niebogo!
Na te słowa i księżna i Danusia uderzyły w głośny płacz i obie wraz ze Zbyszkiem poczęły wyrzekać, tak jak wyrzekają ludzie prości, gdy im przychodzi się rozstać, to jest, że było w tem wyrzekaniu coś obrządkowego i zarazem, jakby pół zawodzenie, pół śpiewanie, które wylewa się z dusz pełnych tak przyrodzoną drogą, jak leją się łzy z oczu.

„Hej! nie pomoże nic już płakanie,
Już cię żegnamy, miłe kochanie,
Już płakanie nie pomoże,
Już żegnamy cię, niebożę,
Żegnamy cię — hej!...“