Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0444.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

lako, gdyby nie ci ludzie, jeździlibyśmy może i do północka, gdyż jużeśmy z drogi zjechali — odpowiedział Głowacz.
— Bo ogień przygasł.
I zawrócił konie. Przez czas jakiś słychać było tylko szum wichru.
— Siła gości w starym zamku? — spytał po chwili Zbyszko.
Najbliższy jeździec, nie dosłyszawszy, pochylił się ku niemu:
— Jako zaś mówicie, panie?
— Pytam, czy siła gości u księstwa?
— Po staremu: jest dość!
— A dziedzica ze Spychowa nie ma?
— Nie ma, ale go czekają. Pojechali też ludzie naprzeciw.
— Z kagankami?
— Gdzieby tam wiater pozwolił!
Lecz dalej nie mogli rozmawiać, bo szum zamieci wzmógł się jeszcze.
— Czyste djabelskie wesele! — ozwał się Czech.
Zbyszko jednak kazał mu milczeć i paskudnego imienia nie wywoływać.
Tymczasem wjechali jednak rzeczywiście do miasta. Zaspy śniegowe leżały tam w ulicach jeszcze większe, tak wielkie, że w wielu miejscach zakrywały niemal okna, z którego to powodu, błądząc za miastem, nie mogli dojrzeć świateł. Ale natomiast wicher mniej tu dawał się we znaki. Na ulicach były pustki, mieszczanie siedzieli już