Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0449.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a może też poczęła się księżna trwożyć nieco tem, że ich tak długo nie było widać.
Wieja stawała się na dworze coraz okrutniejsza i wszyscy mówili, że kogo w szczerem polu złapie, ten może i zostać; księżnie jednakże przychodziło do głowy i inne przypuszczenie: mianowicie, że Danuśka wyznała ojcu, iż jest już ślubem ze Zbyszkiem połączona, a ów, obraziwszy się, postanowił wcale do Ciechanowa nie przyjeżdżać. Nie chciała jednak pani zwierzyć się Zbyszkowi z tych myśli, a nawet nie było na to i czasu, gdyż pachołcy poczęli wnosić jadło i zastawiać je na stole. Zdążył wszelako Zbyszko podjąć ją jeszcze pod nogi.
I odeszła ku księciu, przed którym rękodajni wysunęli już krzesło, aby mógł na niem zasiąść. Przedtem jednak jeden z nich podał mu płaską misę, pełną cienko pokrajanego placka i opłatków, któremi książę miał się dzielić z gośćmi, dworzany i służbą. Drugą podobną trzymał dla księżny piękny wyrostek, syn kasztelana sochaczewskiego. Po przeciwnej stronie stołu stał ksiądz Wyszoniek, który miał błogosławić ustawioną na pachnącem sianie wieczerzę.
A wtem we drzwiach ukazał się człowiek pokryty śniegiem i począł wołać głośno:
— Miłościwy panie!
— Czego? — rzekł książę, nie rad, iż mu przerywają obrządek.
— Na Radzanowakim gościńcu całkiem przy-