Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0468.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

musi być wolny. Jako Bóg w niebie, tak niechybnie po to oni dziewkę porwali, by de Bergowa wydostać.
— Zaczem ją i oddadzą — rzekł ksiądz.
— Ale lepiejby wiedzieć, gdzie jest — rzekł pan z Długolasu. — Bo dajmy, że mistrz spytał komu mam rozkazać, by ją oddał? Cóż mu powiemy?
— Gdzie jest? — rzekł głucho Jurand. — Nie trzymają oni jej pewnie na pograniczu, ze strachu, bym jej nie odbił, jeno gdzieś ją na dalekie mierzeje wiślane albo morskie wywieźli.
A Zbyszko rzekł:
— Znajdziem ją i odbijem.
Lecz książę wybuchnął nagle tłumionym gniewem:
— Z dworca mojego psubraty ją porwały przeto i mnie pohańbiły, a tego im nie daruję, pókim żyw. Dość mi ich zdrad! Dość napastliwości! Wolej każdemu wilkołaków mieć za sąsiadów! Ale teraz musi mistrz tych komturów pokarać i dziewkę wrócić, a do mnie posłów z przeprosinami słać. Inaczej, wici roześlę!
Tu uderzył pięścią w stół i dodał:
— O wa! Brat z Płocka pójdzie za mną, i Witold, i króla Jagiełłowa potęga! Dość folgi! Świętyby cierpliwość przez nozdrza wyparsknął. Juże mi dość!
Umilkli wszyscy, czekając z naradą, póki się w nim gniew nie uspokoi, Anna-Danuta zaś ucieszyła się, że książę bierze tak do serca sprawę Danusi, albowiem wiedziała, iż był cierpliwy, ale