Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0474.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zręcznością i młody rycerz, który dotychczas znał Krzyżaków tylko z pola, po raz pierwszy pomyślał, że pięści na nich nie dość, ale że trzeba umieć zmódz ich głową. Myśl ta była mu przykra, albowiem jego wielki żal i ból zmieniły się w nim przedewszystkiem w żądzę walki i krwi. Nawet ratunek dla Danusi przedstawiał mu się jako szereg bitew kupą lub w pojedynkę; tymczasem teraz poznał, że trzeba może będzie chęć pomsty i łupania łbów wziąć jak niedźwiedzia na łańcuch i szukać całkiem nowych dróg ocalenia i odzyskania Danusi. Myśląc o tem, żałował, że nie ma przy nim Maćka. Maćko bowiem równie był przebiegły, jak mężny. Postanowił jednak i sam wysłać ze Spychowa Sanderusa do Szczytna, aby ową niewiastę odszukał i starał się od niej wywiedzieć, co się z Danusią stało. Mówił sobie, że choćby Sanderus chciał go zdradzić, to nie wiele sprawie zaszkodzi, a w razie przeciwnym może znaczne mu przysługi oddać, albowiem rzemiosło jego otwierało mu wszędzie dostęp.
Chciał jednak naradzić się przedtem z Jurandem, odłożył wszelako tę rzecz do Spychowa, tem bardziej, że zapadła noc i zdawało mu się, że Jurand, siedząc na wysokiem siodle rycerskiem, usnął z trudów, zmęczenia i ciężkiej troski. Ale Jurand dla tego tylko jechał z głową spuszczoną, że mu ją pochyliło nieszczęście.
I widać, że ciągle o niem rozmyślał, że serce jego pełne było okrutnych obaw, gdyż wreszcie rzekł: