Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0522.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rzyły się nagle i stanął przed niemi młodzianek z wygoloną głową, jak klerycy, ale przybrany w suknię świecką, i zapytał:
— Wyście, panie, Jurand ze Spychowa?
— Jam jest.
— Pobożny komtur rozkazał mi prowadzić was. Pójdźcie za mną.
I począł go wieść przez sklepioną wielką sień ku schodom. Przy schodach jednak zatrzymał się, i obrzuciwszy Juranda oczyma, znów spytał:
— Broni zaś nie macie przy sobie żadnej? Kazano mi was obszukać.
Jurand podniósł do góry oba ramiona, tak, aby przewodnik mógł dobrze obejrzeć całą jego postać, i odpowiedział:
— Wczoraj oddałem wszystko.
Wówczas przewodnik zniżył głos i rzekł prawie szeptem:
— Tedy strzeżcie się gniewem wybuchnąć, boście pod mocą i przemocą.
— Aleć i pod wolą Boską — odpowiedział Jurand.
I to rzekłszy, spojrzał uważniej na przewodnika, a spostrzegłszy w jego twarzy coś w rodzaju politowania i współczucia, rzekł:
— Uczciwość patrzy ci z oczu, pachołku. Odpowieszże mi szczerze na to, o co spytam?
— Spieszcie się, panie — rzekł przewodnik.
— Oddadzą dziecko za mnie?
A młodzieniec podniósł brwi ze zdziwieniem: