Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0530.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bóg ci zapłać, komturze!
— Poznaj rycerzy Chrystusa — rzekł Danveld.
A na to Jurand:
— Jużci z Niego wielkie miłosierdzie! Ale żem też dziecka kęs czasu nie oglądał, pozwólcie mi dziewkę obaczyć i pobłogosławić.
— Ba, i nie inaczej, jak wobec nas wszystkich, aby zaś byli świadkowie naszej wiary i łaski.
To rzekłszy, kazał przybocznemu giermkowi sprowadzić Danusię, sam zaś zbliżył się do von Loewego, Rotgiera i Gotfryda, którzy, otoczywszy go, poczęli szybką i żywą rozmowę.
— Nie przeciwię się, lubo nie takiś miał zamiar — mówił stary Zygfryd.
A gorący, słynny z męstwa i okrucieństwa Rotgier mówił:
— Jakto? nie tylko dziewkę, ale i tego djabelskiego psa wypuścisz, aby znów kąsał?
— Nie tak ci jeszcze będzie kąsał! — zawołał Gotfryd.
— Ba!... zapłaci okup! — odparł niedbale Danveld.
— Choćby wszystko oddał, w rok dwa razy tyle złupi...
— Nie przeciwię się co do dziewki, — powtórzył Zygryd — ale na tego wilka nieraz jeszcze owieczki zakonu zapłaczą.
— A nasze słowo? — spytał, uśmiechając się Danveld.
— Inaczej mówiłeś...