Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0532.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nadzwyczajną ciekawością na drzwi, przez które miała się ukazać.
Tymczasem naprzód okazał się giermek, za nim znana wszystkim służka zakonna, ta sama, która jeździła do leśnego dworca, za nią zaś weszła przybrana biało dziewczyna, z rozpuszczonemi włosami, przewiązanemi wstążką na czole.
I nagle w całej sali rozległ się na kształt grzmotu jeden ogromny wybuch śmiechu. Jurand, który w pierwszej chwili skoczył był ku córce, cofnął się nagle i stał blady jak płótno, spoglądając ze zdumieniem na śpiczastą głowę, na sine usta i na nieprzytomne oczy niedojdy, którą mu oddawano jako Danusię.
— To nie moja córka! — rzekł trwożnym głosem.
— Nie twoja córka! — zawołał Danveld. — Na świętego Liboryusza z Paderbornu! To albośmy nie twoją zbójom odbili, albo ci ją jakiś czarownik zmienił, bo innej nie masz w Szczytnie.
Stary Zygfryd, Rotgier i Gotfryd zamienili z sobą szybkie spojrzenia, pełne największego podziwu nad przebiegłością Danvelda, ale żaden z nich nie miał czasu odezwać się, gdyż Jurand począł wołać okropnym głosem:
— Jest! jest w Szczytnie! Słyszałem, jako śpiewała, słyszałem głos Danuśki!
Na to Danveld obrócił się do zebranych i rzekł spokojnie a dobitnie:
— Biorę was tu obecnych na świadków, a szczególnie ciebie, Zygfrydzie z lnsburka, i was,