Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/106

Ta strona została przepisana.

— Skąd wnosisz?
— Po pierwsze tu chłodniej; potem glos rozlega się głośniej, w uszach nie dzwoni i w gardle nie zasycha.
Nie zauważyłem tego dotychczas, teraz jednak odrazu uznałem słuszność słów Cavora.
— Powietrze gęstsze — mówił — być może, że znajdujemy się w głębokości mili od powierzchni.
— A nawet nie przypuszczaliśmy istnienia życia w głębi księżyca.
— Przyznaję, nie myślałem o tem... A powinienem był wpaść na to... No cóż, myśl niezwykła... do głowy nie przyszła...
Chwilę zastanawiał się.
— Teraz wydaje mi się to tak naturalnem...! Oczywiście! Księżyc na pewno poorany olbrzymiemi pieczarami wypełnionemi atmosferą, a centrum ich stanowi morze... Dawno już wiedzieliśmy, że księżyc posiada znacznie mniejszy ciężar gatunkowy aniżeli ziemia; wiedzieliśmy, że na powierzchni jego mało jest wody i powietrza; wiedzieliśmy również, że skład jego podobny do składu ziemi, że nie może się bardzo różnić. Wniosek, że księżyc jest wewnątrz pustym, jasny jak słońce. A przecież nie wpadliśmy na to. Naturalnie, Keppler...
W głosie Cavora brzmiała pewność człowieka, który znalazł wreszcie odpowiedni kierunek dla swych myśli.
— Miał słuszność, dowodząc istnienia podziemnego życia na księżycu.
— Szkoda, żeś o tem przed podróżą nie pomyślał — wtrąciłem.
Nie odpowiedział, lecz zaczął cicho pomrukiwać, jakby idąc wślad za swemi myślami.