Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/110

Ta strona została przepisana.

— Czyż oni mogą być czem innem? Wyglądają raczej na mrówki, chodzące na tylnych nogach, niż na ludzi, a któż zdoła porozumieć się z mrówkami?
— Ale te maszyny i odzienie. Nie, nie zgadzam się z tobą, Bedford. Różnica za wielka...
— Tak, nie do przebycia.
Znów zamilkł. Po chwili odezwał się:
— Przecież mimo wszystko to są rozumne stworzenia. Niemożliwe, by nie mieli nic wspólnego z nami. Porozumiemy się jakoś. Pamiętam, czytałem rozprawę zmarłego profesora Galtona o możliwości międzyplanetarnego porozumienia. Niestety wydawało mi się to wtedy tak nieprawdopodobnem, że kiedyś przynieść może mi korzyść. Nie zwróciłem nawet na nią uwagi. A trzeba było. Ale mimo wszystko coś niecoś przypominam sobie...
Jego zdaniem należało rozpoczynać od prawd, które muszą być wspólnemi wszystkim myślącym istotom i na nich budować podstawę porozumienia. Najpierw więc od głównych zagadnień geometrji. Wziąć jakieś zagadnienie i wykazać, że jest nam znane. Naprzykład udowodnić równość kątów leżących u podstawy równoramiennego trójkąta lub też twierdzenie Pitagorasa, że kwadrat wystawiony na przeciw prostokątni równa się sumie kwadratów wystawionych na przyprostokątniach. Udowodniwszy, że znamy te twierdzenia, wykażemy posiadanie rozumu. Dajmy na to będę kreślił zwilżonym palcem geometryczne figury na ścianie, albo też choćby tylko w powietrzu...
Skończywszy, pogrążył się w milczeniu, sapiąc bez przerwy, ja zaś siedziałem, zastanawiając się nad jego projektem. Zrazu opanowała mnie dzika radość na widok możliwości porozumienia, potem je-