Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/13

Ta strona została skorygowana.

steczko naprawdę dawnoby już porzucono. Do dziś jeszcze zachowały się tam ruiny rzymskich budowli; istnieje nawet jedna ulica, którą brukowali Rzymianie.
Często wchodziłem na wierzchołek pagórka i patrząc na rozścielające się u stóp mych okolice, myślałem o dziwnym losie tego zakątka ziemi: niegdyś bogaty port, moc okrętów, ożywiony tłum ludzi, a dziś — kałuża błota, para baranów, pasących się na trawie — no i ja...
Tam gdzie był dawniej port, teraz rozpanoszyło się nieprzejrzane bagnisko, a po brzegach jego, gdzie niegdzie sterczą dzwonnice średniowiecznych miasteczek, powoli wymierających, podobnie jak Lympne.
Widok bagien całkiem niebrzydki. Zbliska wszystko poorane jarami i kanałami, a wdali, na morzu mil z piętnaście od brzegu widnieje Dungeness, rodzaj niby wielkiej grobli. Jeszcze dalej ku zachodowi pagórki Hastingsu. Czasami wydają się całkiem bliskie, czasami znikają z widnokręgu.
Okno, przy którem pracowałem, wychodziło na wzgórze; z tego okna po raz pierwszy ujrzałem Cavora, właśnie w chwili, gdym biedził się nad scenarjuszem mej sztuki.
Słońce tylko co zaszło. Osobliwa, czarna sylwetka Cavora ostro rysowała się na zielono-żółtem tle nieba, tak że nie mogłem nie zwrócić na nią uwagi.
Był to maleńki, okrąglutki, cienkonogi człowieczek o bardzo energicznych ruchach i nader oryginalnie odziany: w kriketową czapeczkę, marynarkę, krótkie spodenki do roweru i pstre pończochy. Bezustannie gestykulował rękami, kiwał głową i mruczał! Jak żyję, nie słyszałem takiego mruczenia — całkiem jak szmer silnego, elektrycznego motoru.
Prócz tego co chwila głośno odcharkiwał.