Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/140

Ta strona została przepisana.

— Z drugiej strony — złota tu tyle, co u nas żelaza. Jeśliby nam udało się zabrać go trochę i znalazłszy nasz aparat, opuścić Księżyc cało i zdrowo....
— No?
— Moglibyśmy inaczej postawić kwestję — zorganizować prawidłową ekspedycję i powrócić tu w większych aparatach, z armatami...
— Wielki Boże! — zawołał Cavor — tylko tego brakowało!
Zgniotłem w ręce kilka świecących grzybów i rzuciłem je w szczelinę, po chwili zaś, uspokoiwszy się ciągnąłem dalej.
— Słuchaj, Cavor, w każdym razie mam połowę głosu w tej kwestji, tak ważnej dla człowieka, posiadającego zmysł praktyczny. Ja jestem praktyczny ty nie. Przyjechałem tu nie poto, by uczyć selenitów geometrji. Pamiętaj o tem.
Cavor zamyślił się.
— Trzeba było samemu przyjechać na księżyc — rzekł wreszcie.
— Zapóźno zastanawiać się nad tem — odrzekłem teraz chodzi o to, by znaleźć kulę.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, pocierając kolana. Wtem Cavor zaczął jakby skłaniać się ku memu zdaniu.
— Wydaje mi się — mówił — że trzebaby było zebrać pewne dane. Jasną jest rzeczą, że dopóki słońce oświeca jeden bok księżyca, powietrze przedziera się przez jego pieczary z ciemnej strony na oświeconą ze środka planety ku jej powierzchni. Dobrze. Jak teraz widzimy wieje z wewnątrz ku górze.
— Tak.
— Z tego wynika, że znajdujemy się po stronie oświeconej. Bardzo łatwo być może, a nawet na pe-