Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/143

Ta strona została przepisana.
XVII.
Walka w piwnicy księżycowej rzeźni.

Nie wiem, jak wysoko drapaliśmy się, zanim dosięgliśmy zamkniętego kratą otworu. Nie było chyba więcej nad kilkaset stóp, a wydawało mi się, że najmniej uszliśmy milę. Ile razy wspomnę o tej eskapadzie, słyszę brzęk złotych kajdan, wiszących nam u rąk i nóg; stopy i kolana poranione o skałę, krwawiły silnie. Po pewnym czasie zwolniliśmy pośpiech, ruchy nasze stały się wolniejsze i ostrożniejsze. Zgiełk tłumu ścigających nas selenitów szybko zamarł w oddali. Zdawało się, że nie weszli w szczelinę, nie zwróciwszy nawet uwagi na wyrzucone przeze mnie grzyby. Komin, którym szliśmy, raz zwężał się tak, że trudno było się przecisnąć, to znowu rozszerzał się w niewielkie pieczary porosłe stalaktytami i świecącemi grzybami. Innym razem zakręcał się horyzontalnie. Zdawało mi się czasami, że wokoło nas biegają jakieś żyjątka, którym nie mogłem się przyjrzeć. Prawdopodobnie były to jakieś jadowite stworzenia, nic jednak nie czyniły nam złego, a przytem nie mogliśmy na nie zwracać obecnie uwagi. Wreszcie, daleko gdzieś w górze ukazał się sinawy, znany nam blask, płynący przez zamknięty kratą otwór, zagradzający drogę.