Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/166

Ta strona została przepisana.

W żaden sposób nie mogłem rozwiązać zagadki; dlaczego człowiek tak często ucieka przed szczęściem, spokojem i beztroską do trudów, nędzy i ryzykowania swego życia? Dopiero tutaj na księżycu przyszło mi na myśl, że ludzie nie na to są stworzeni, by jeść, pić, spać i rozkoszować się, że zadania naszego istnienia całkiem są inne i sami ustawicznie przyznajemy to, jeśli nie słowem, to czynem. Siedząc między grudami bezwartościowego dla mnie złota, patrząc na niezwykły krajobraz obcego świata, w myśli zdawałem sobie rachunek z całego swego życia. Wiedząc o tem, że wkrótce mam zginąć na księżycu, jako zapomniany przez wszystkich wygnaniec, w żaden sposób nic mogłem uzmysłowić sobie, dlaczego żyłem. Jasną mi się wydawało rzeczą, że życiem mojem nie ja kierowałem, nie swoim rozumem i nie dla swojej wygody. Służyłem jakimś celom, których nietylko nie rozumiałem, ale i nie rozumiem dotychczas. Byłem bezwolnem narzędziem w czyichś rękach, życie moje zawsze stało na drugim planie. A więc zamiast rozwodzić się nad tem, poco przyjechałem na księżyc, należałoby pytać, dlaczego się wogóle rodziłem? Naco potrzebne było komu moje życie, jeśli nic nie zrobiłem?
Tak rozmyślając, popadłem wkrótce w chaos; myśli zaczęły mi się mieszać, oczy przymknęły się same.... zasnąłem.
Sen znacznie mnie wzmocnił. Zbudzony jakimś dalekim zgiełkiem, uczułem się znowu pełnym energji i gotowości do walki, przetarłem oczy, przeciągnąłem się i wstałem.
Spałem, prawdopodobnie długo. Słońce stało o wiele niżej niż przedtem, powietrze ochłodziło się