Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/169

Ta strona została przepisana.

Niedługo marzyłem o swej przyszłej wielkości, przypomniawszy sobie, że przedewszystkiem należy odszukać Cavora, który na pewno już zaczął wpadać w zwątpienie i rozpacz.
Wyszedłszy z aparatu, natychmiast poznałem miejscowość, jaką po raz pierwszy ujrzeliśmy na księżycu. Zaczynała już przyjmować swój pierwotny charakter. Soczyste, zielone rośliny, zaledwie rozwijające się, gdyśmy opuszczali aparat, wyschły już i poszarzały. Maleńkie nasionka, pękające w naszych oczach znowu dojrzały, w oczekiwaniu wiosny i ożywiających promieni słońca, ażeby na nowo swem pękaniem ogłosić rozkwit nowego życia na księżycowej pustyni. Na widok tego wszystkiego zacząłem się znowu rozmarzać. Oto miejsce, gdzie wysiedli pierwsi ludzie — godne uwagi i wspomnienia. Kiedyś trzeba będzie wystawić na niem pomnik ze stosownym napisem. Jakiżby hałas podnieśliby panowie selenici, gdyby mogli zrozumieć całe znaczenie tego miejsca, gdyby mogli dowiedzieć się, co na niem zaszło! Szczęście, że pojąć tego nie są w stanie, cały krater wnetby się nimi zapełnił! Nie pozwoliliby nam odlecieć!
Czas był już rzucić marzenia i wziąć się do dzieła. Wybrawszy wysoką skałę, tę samą na którą Cavor po raz pierwszy wskoczył, obejrzałem z jej szczytu krater; przyznam się, straszno mi było z początku nawet na tak maleńką odległość oddalać się od kuli. Hen, gdzieś powiewała biała chorągiew; pod nią u podnóża ściany panował już zupełny mrok. Cavora nigdzie nie było widać.
Długo stałem, badając krater; próbowałem krzyczeć, ale słysząc głuche dźwięki swego głosu, zamierające natychmiast w oddaleniu paru kroków ode