Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/178

Ta strona została przepisana.

cząłem pracować. Ogrzawszy wnętrze, odkryłem cylinder z tlenem i uważnie zacząłem się uczyć manewrowania żaluzjami keworytowemi.
Pierwszą, którą otworzyłem, musiałem natychmiast zamknąć oślepiony i oszołomiony blaskiem słońca. Przeszło kilka minut, zanim oczy moje nawykły do równomiernej ciemności, panującej we wnętrzu aparatu. Potem odsłoniłem żaluzję w 90° odległości od pierwszej. W jednej z nich ukazał się wielki, błyszczący sierp księżyca, w drugiej maleńka, blada tarcza ziemi. Zdziwiony byłem ogromem oddalenia od księżyca. Sądziłem, że siła odśrodkowa na jego powierzchni powinna być dwadzieścia jeden razy słabsza niż na powierzchni ziemi, a ponieważ i atmosfera księżycowa znacznie jest rzadsza od ziemskiej, powinna z mniejszą siłą wyrzucać ciała, niemające ciężaru; zdawało mi się, że znajduję się gdzieś w pobliżu księżyca, nad naszym kraterem, tymczasem... Gdzie to teraz może być Cavor?
Jeśli cały księżyc wydaje mi się teraz jednym, błyszczącym sierpem, to Cavor....
Urywek gazety znowu zjawił mi się przed oczyma i wywiódł mnie z chaosu myśli w praktyczne życie. Powinienem był wrócić na ziemię, tymczasem aparat leciał w kierunku wprost przeciwnym. Cokolwiekby się działo z Cavorem, nie mógłbym mu pomóc teraz. Żywy czy umarły, musi czekać, dopóki nie zdołam zainteresować jego wynalazkiem i dolą — rodzinnej planety. A więc po powrocie na ziemię albo sprzedam tajemnicę w ręce jakiegoś towarzystwa, albo też sam w najgłębszem ukryciu pocznę robić przygotowania do drugiej ekspedycji, aby oswobodziwszy Cayora, jeśli żyje tylko, i zabrawszy zasoby złota utrwalić projekt zawojowania całem prze-