Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/191

Ta strona została przepisana.

— Czy przypływ wzbiera? — spytałem, przypomniawszy sobie aparat.
— Niedługo woda zacznie się podnosić — odrzekł mały człowieczek.
— Nic nie szkodzi, aparat i tak daleko nie odpłynie.
Rozbijając trzecie jajko, podjąłem na nowo rozmowę.
— Tylko na miłość Boską, nie bierzcie mnie za wielkiego blagiera, panowie — mówiłem — chcąc niechcąc muszę streszczać się krótko i jasno. Zupełnie rozumiem wasze położenie, jednak narazie wierzcie mi na słowo — żyjemy w przededniu wielkich i bardzo ważnych odkryć. Nie mogę obecnie wyjaśnić wam wszystkiego z najmniejszymi szczegółami. Daję wam słowo honoru, że rzeczywiście wróciłem z księżyca. To wszystko, co mogę powiedzieć. Zresztą czuję dla was ogromną, ogromną wdzięczność! Spodziewam się, że żadnemu z panów się nie naraziłem.
— Ależ nie, zupełnie! — zawołał najmłodszy z nich, odsuwając krzesło tak gwałtownie, że omal się nie przewrócił.
— Ani trochę! — potwierdził mały gentleman, wstając.
Potem rozsiedli się, zapalili papierosy i zaczęli między sobą rozmowę, starając się okazać, że nie zwracają na mnie uwagi.
— Chodźmy popatrzeć zbliska na tę maszynę — rzekł jeden z nich półgłosem. Przypuszczam, że wszyscy byliby poszli za nim, gdyby nie to, że krępowali się moją obecnością.
— Ale cudowna pogoda — zauważył mały człowieczek nie pamiętani takiego lata.