Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/213

Ta strona została przepisana.

W jednym z listów Cavor pisze, że selenici napadli go i schwytali wkrótce po rozstaniu się ze mną. Szli gromadą z dwoma dowódcami na czele, o większych głowach i krótszych nóżkach. Widząc, że nie może się ruszyć z miejsca, przenieśli go do tunelu, a potem przez mostek, z jednej deszczułki do czegoś w rodzaju windy. Był to powietrzny balon, niewidzialny w ciemności, nie mogłem go więc zauważyć. To zaś, co wydawało mi się długim mostem nad przepaścią, było króciutkiem przejściem z tunelu w balon. W ten sposób wpuścili go w jasno oświetlone wnętrze księżyca. Zrazu panowała głucha cisza, przerywana słabym szczebiotem przewodników, potem szmer stawał się coraz wyraźniejszy, przechodząc w zgiełk i hałas. Oczy powoli przywykły do zmroku. W siódmej depeszy tak opisuje zjazd:
„Przedstawcie sobie wielką, cylindrowatą szachtę, o przekroju ćwierćmilowym, z szeroką, spiralną platformą, wijącą się przy ścianach. Wyobraźcie sobie olbrzymią i szeroką spiralną klatkę schodową, z windą w środku, powiększcie ją tysiąckrotnie i wyobraźcie sobie, że w górze oświetlono ją bardzo słabo, w dole zaś silnie, a patrzycie na nią przez sine szkło windy w dół, czując nadzwyczajną lekkość i zupełny brak zawrotu głowy. Wówczas dopiero będziecie mogli zrozumieć cały nawał wrażeń, jakie odnosiłem przy początku zjazdu. Schody w tym wypadku zastępowała szeroka, bardzo kręta platforma, ogrodzona niską balustradą.“
„Wiatr dął z góry, przynosząc oddalony ryk krów, przed chwilą zagnanych w obory z powierzchni księżyca. Na platformach i w otworach tłoczyli się księżycowi obywatele, mrówkowate, fos-