Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/214

Ta strona została przepisana.

foryzujące istoty, ciekawie nam się przyglądając lub też pracując nad czemś.“
„Czy zdawało mi się tylko, czy też rzeczywiście spadło parę płatków śniegu, a wślad za nimi zjechała na spadochronie mała figurka selenita.“
„Wielkogłowy przewodnik, siedzący obok mnie, zauważył, że z zajęciem przyglądam się wszystkiemu i milcząc wskazał „ręką“ na występ skalny, widoczny w dali pod nami. Była to przystań balonów. W miarę zbliżania się do niej szybkość słabła, wreszcie stanęliśmy. Zrzucono łańcuch, przyciągnęli nas. Po chwili stałem wśród tłumu selenitów, którzy ze zdumieniem mi się przyglądali.“
„Tutaj dopiero uderzyła mnie różnorodność typów ludu księżycowego. Trudno było znaleźć dwie zupełnie jednakowe jednostki; różnili się między sobą kształtem i rozmiarami. Jedni: grubi i wysocy; drudzy tak małego wzrostu, że mogliby swobodnie biegać między nogami towarzyszy; inni wreszcie chudzi, niezmiernej długości, giętcy jak żmije. Wszyscy ogromnie dziwaczni, podobni do owadów, przedrzeźniających ludzi. Każdy odznaczał się nadzwyczajnem rozwinięciem jakiejś części ciała. U tego prawa ręka olbrzymio wyrosła; drugiego nogi stanowiły prawie całe ciało; trzeciego ogromny nos i wielkie przenikliwe oczy przypominały człowieka o jednym, niezmiennym wyrazie twarzy; robakowatych głów księżycowych pastuchów nie było widać. Ich głowy znacznie hardziej zbliżały się do ludzkich, dziwacznie zniekształconych. To wklęśnięte wdół, to wydłużone niezmiernie, to opatrzone rogami, dziwnego kształtu. U niektórych wąsy i brody nadawały im ludzkie podobieństwo. Były i olbrzymie głowy, rozdęte jak pęcherz, były małe, jak